Od rana leje. My musimy – trudno, ale Andrzej Górnowicz i Florianie mogą biec, ale do musu daleko. Są jednak z nami o 8.30. Andrzej ogłasza swoją biegową emeryturę, wkrótce kończy 65, czas zwolnić. Ja też już ostatnio zwolniłem i przerzuciłem się na kije- więc rozumiem. „Ile maratonów przebiegłeś?”, „Jeszcze 5 mi zostało do 200, machnę do końca roku”- odpowiada Andrzej. Moje 24 mocno przy tym zbladły…
Biegnie też z nami Grzegorz Brodziak, z Chojnic. Przebiegł już wiele maratonów, w tym na Wyspie Wielkanocnej. W jednej chwili zyskaliśmy wielkiego entuzjastę.
Na pierwszą turę w deszczu ruszył Darek z dziewczynami. Leje, ale nikt się tym nie przejmuje – tylko 110 km do Piły.
Mamy już pierwsze info o zbiórce- po pierwszym dniu zebraliśmy ok. 15 tys. zł. Chcielibyśmy jak najwięcej zadeklarować w piątek w Domu dla Dzieci Autystycznych, podczas startu z Poznania. Część pieniędzy wpływa przez https://zrzutka.pl/e9tzcs
Na 10 km przed Piłą czeka na nas lokalny klub biegowy 4 Run. Reprezentuje go Marek Jaroszewski, dystrybutor amerykańskiej firmy Brooks, z czasami maratonów poniżej 2:15. Wygrał maraton w Houston, trzeci w Dębnie, „na pudle” w Miami i w wielu innych miastach na całym świecie- elita polskich maratończyków. Z naszą drugą zmianą: z Jackiem, Arkiem i Mateuszem, biegną jeszcze dwie Magdy i Bartek. Ostatni kilometr tradycyjnie pokonujemy wszyscy razem.
Na wyspie koło barki czeka na nas prezydent Piły Piotr Głowski. Dowiadujemy się więcej o historii Piły, łącznie z jej tragicznym powojennym losem. Zniszczenie ok. 90% doprowadziło do tego, że przedwojenne budynki, a po wojnie ruiny, rozebrano i z resztek cegły odbudowano zniszczoną Warszawę. Teraz Piła to szerokie ulice i bloki z lat 70. Piła to też piękne lasy, jeziora i wspaniali gościnni mieszkańcy.
Wieczorna kolacja z prezydentem Głowskim i dyr. Dariuszem Kubickim nas w tym utwierdza. Ponad to jesteśmy pod wrażeniem wizji prezydenta oraz jego otwartości na współpracę z miastami naszych sąsiadów, na czele z Niemcami. „Immer Nachbarn, jetzt Freunde” odmienialiśmy we wszystkich przypadkach.
Pisze Susanne (Zuzia):
Pomimo, że pogoda nie dopisała, dzień zaczął się doskonale. Kilku lokalnych biegaczy czekało na starcie i razem ruszyliśmy na trasę. Jeden z nich przeczytał o naszym biegu w gazecie i zapragnął z nami pobiec. Jaka była jego motywacja? A jaka była moja, kiedy pojęłam decyzję o dołączeniu do tego, teraz już naszego teamu?
O Freedom Charity Run pierwszy raz usłyszałam 6 lat temu. Fantastyczny projekt moich polskich przyjaciół, którzy prosili mnie o pomoc w zaproszeniu do zespołu także biegacza z Niemiec. Próbowałam kogoś znaleźć, nie udało mi się. W końcu zdecydowałam się sama pobiec. Chcę w ten sposób pomóc dzieciom w potrzebie i podkreślić polsko-niemiecką przyjaźń.
Mam osobiste, trudne doświadczenia. Wychowywałam się wraz z siostrą, która urodziła się z wadą serca. Wiem doskonale jak ważne jest, aby takie dzieci i nastolatki znalazły swoje miejsce w naszym społeczeństwie. Pomoc dla nich to moja życiowa pasja.
Czas biegnie w takt biegu naszego teamu. Jestem szczęśliwa, że mogę być członkiem grupy, którą nazwaliśmy FCRHT (Freedom Charity Run Happy Team). Starałam sobie wyobrazić jak to będzie. To wielkie przeżycie. To ogromna satysfakcja biec ze świadomością, że tak pomagamy dzieciom. Nasze jaskrawo- żółte koszulki wszędzie przyciągają wzrok. Mam nadzieję, że znajdzie to odbicie w poziomie funduszy zebranych na koncie FCR. https://zrzutka.pl/e9tzcs
Susanne (w FCRHT mówią na mnie Zuzia 😊)