Select Page

Relacja / Relation

Pędzimy do Wiednia. Darek za kierownicą „naszej”, a faktycznie jego, Toyoty ProAce robi co może ale sporo utrudnień na drodze. Prezydent Wiednia Ernst Woller zapraszał nas na kolację do Wiener Rathauskeller na 18.00. Nasz GPS pokazuje 18.50- dzwonimy, tłumaczymy, przesuwamy na 19.00. Uff! 

Uff, ale tylko na chwilę, znów korki. Nieśmiało pytamy czy możemy się spotkać o 20.00- „ja wohl aber nicht später bitte”. Pędzimy ile sił w motorze i w nodze Darka, tej od gazu. GPS zbliża się już do 21.00. Rezygnujemy z żalem z kolacji.

Nieoczekiwanie dochodzą do nas info o wybuchu gazu w dwóch wielokondygnacyjnych budynkach w centrum Wiednia. Prezydent miał z nami wystartować jutro o 8.30. Nie może, ma sztab kryzysowy. Umawiamy się na krótkie spotkanie na linii startu o 7.30.

Meldujemy się 3 min wcześniej. Nasi gospodarze już gotowi. Ruszamy do biegu z prezydentem- to wspólny 1 kilometr bo prezydent jest już po porannych 6 km. 

Pojawiają się 10. letnie na oko dziewczynki w koszulkach FCR 2019 i zaczynają dynamiczny akrobatyczny taniec. Okazuje się, że to mistrzynie Europy wśród szkół akrobatycznych. Wszystko fantastycznie zorganizowane przez Lionów z Wiednia: Karin Wiederman i Karla Brewi. 

Punkt 8.30 startuje Jacek z Arkiem do biegu z trzema ultramaratończykami: Klausem, Egonem i Siergiejem. Darek prowadzi auto, my z Danielem wyskakujmy na kije. Już w zeszłym roku większość trasy przemierzałem w ten sposób. W tym roku do tego sposobu pokonywania naszych kilometrów dołączył Daniel. Po sześćdziesiątce trzeba oszczędzać nieco kolana, bo przecież jeszcze wiele Freedom Charity Runów przed nami…

Karl nie opuszcza nas na sekundę. Doradza jaką wybrać trasę- to strzał w dziesiątkę! Wzdłuż Dunaju jest bajecznie, jedyny problem to lejący się na nasze głowy żar. 35 stopni w cieniu- na słońcu przeradza się w piekło. Nie pomagają techniczne czapeczki od naszego sponsora, amerykańskiej marki sportowej Brooks. Dyszymy i spływamy strumieniami potu. Uff jak gorąco!

Tuż przed granicą postój w Hainburgu. Miejscowi Lioni pod wodzą Josefa Prosenbauera urządzają postój odświeżająco regeneracyjny. Napoje, owoce, powerbary, pyszna babka, serdeczne rozmowy. Przyjaźń ponad granicami, wspólna pomoc dla dzieci.

Na granicy ze Słowacją czeka na nas Ladislav Balazs z grupą kilkunastu koleżanek i kolegów. Razem przybiegamy granicę i pędzimy do Bratysławy.

Na placu przed urzędem miasta czeka na nas kolejna grupa wraz z przedstawicielką miasta Valerią Laskovą. Przekazujemy pierwsze zebrane na terytorium Słowacji 470 Euro na szpital dziecięcy w Bratysławie, Podunajskie Byskupice. Lioni ze Słowacji jak pierwsi zakupili 97 koszulek za 970 Euro i połowę przekazali dla dzieci z Rwandy, a drugą na wybrany przez nich cel lokalny. Brawo! Dziękujemy w imieniu dzieci.

Wieczorem wspólna kolacja. Nie musimy używać angielskiego czy niemieckiego. Rozumiemy się doskonale kiedy mówimy w swoich ojczystych językach. Szczególnie łatwo przychodzi nam to wspólne „Na zdrowie!”.

Nasz pobyt na Słowacji został świetnie zorganizowany przez kolegę Liona z Bratysławy Ladislava Bakazsa. Dzięki Ladislav. Było wspaniale

Jutro wystartujemy dużo wcześniej- znów ma być upalnie.